Nie masz jeszcze swojego konta? Zarejestruj się. Po pierwsze
podaj swój nick:
Wróc do menu: opowiadanie

Mówca Umarłych
Gdy opuścił statek poczuł bolesne ukłucie chłodu, zaatakowało go mrowie białych płatków śniegu. Mimo długiej, męczącej podróży morskiej i mroźnego klimatu wyspy uśmiechnął się, zdecydowanym krokiem podążył do wypatrzonej karczmy. " A więc to jest kolonia Twarda Skała na Ilsand".
    - Gdzie wam tak spieszno, panie? - kapitan statku handlowego wykonanego w Arenii zostawił zastępcy rozładunek, szybko wyminął czterech ponurych, nordskich najemników i znalazł się przy kupcu.
    - Zapłaciłem ci. - rzucił od niechcenia.
    - Obrażasz mnie, panie - udał oburzenie kapitan. - Można wiedzieć, co zamierzasz?
    - Nie można. To moja sprawa.
    - Przypłynąłeś jako dodatkowy pasażer z ochroną i teraz zmierzasz do karczmy. Sądzę więc, że szukasz przewodnika, który poprowadzi cię w głąb wyspy. Nie radzę, to niebezpieczne tereny.
    - Nie zmienię zdania. Wynajmę najlepszego człowieka w koloni i nazajutrz wyruszę.
    - Pozwól więc, że udam się z tobą, by doradzić ci w wyborze. Ludzie mogliby cię oszukać, a tak się składa, że znam dobrze tutejszych.
    - Czego chcesz w zamian?
    - Niczego. Wypijemy piwko, porozmawiamy trochę...
Przybysz długim krokiem znalazł się przy ciężkich, drewnianych drzwiach. Otworzył je i wszedł w półmrok karczmy.

*


    - Nikt lepiej nie zna Ilsand niż ten oto łowczy, zwany Branavem. Zaufaj mi, panie, to człowiek, którego szukasz - kapitan serdecznie poklepał go po plecach, po czym zajrzał do kubka, czekając na odpowiedź. Kupiec długo mierzył wzrokiem przewodnika, zasięgnął opinii u swych hardych najemników z północnego Arwen. W końcu odezwał się:
    - Zaprowadź mnie tam, gdzie ostatniego swego klienta - do Wiecznego Lodu.
Łowczy uniósł pytająco brwi.
    - Mam swoich informatorów. Prawdopodobnie ten człowiek natknął się na Wieczny Lód, nim zginął. Miejscowy, u którego zasięgnąłem opinii tak twierdzi.
    - Szaman - wpadł w pół słowa kapitan - Chyba zamroził sobie mózg. Wszyscy wiedzą, że to tylko legenda.
    - Chcę tam dojść. Daję potrójną stawkę. Wchodzisz w to?
    - Mogę zaprowadzić cię w tamto miejsce i pomóc w poszukiwaniach. W granicach rozsądku. Płacisz mi za każdy dzień z osobna.
    - Wchodzę w to. Niestety, jestem tu pierwszy raz, nie znam miejscowych. Czy wyświadczysz mi tę uprzejmość i znajdziesz sześciu górników, którzy pójdą z nami? Dobrze im zapłacę, a ciebie nie ominie premia za zasługi wykraczające poza kontrakt.
    - Mogę to zrobić. Kiedy wyruszamy?
    - Jutro o świcie. Spotkamy się tutaj.
    - A prowiant?
    - Prowiant?
    - Trzeba go wcześniej przygotować. Jeśli dasz mi na to pieniądze, zajmę się tym.


    Wspinali się mozolnie krętymi, górskimi dróżkami, niejeden bliski był upadku na śliskim lodzie. Hardzi najemnicy z Arwen nie dali po sobie tego poznać, lecz dokuczało im zimno niemiłosierne. Wychowali się w mroźnej, górzystej krainie, szczycili się swoją wytrzymałością i odpornością na trudne warunki klimatyczne. Nigdy jednak nie byli na Ilsand, wyspie na krańcu znanego im świata. Mimo to brnęli niestrudzenie w śniegu, gotowi na najgorsze. To była ich praca. To było ich życie.
Niski, krępy łowca prowadził pewnie niewielką wyprawę bez śladu znużenia. W garści ściskał amulet otrzymany od szamana z koloni - kilka osób zaginęło tu w niewyjaśnionych okolicznościach. Powiadają, że to sprawka złych duchów.
    - Długo jeszcze? - ozwał się idący za nim wysoki, chudy kupiec. Sprawiał wrażenie znużonego.
    - Już niedaleko.
Szóstka górników od czasu do czasu spoglądała na swego pracodawcę z politowaniem.    "Czy on nie wie, że to tylko legenda, mit? Niepotrzebnie się trudzi. Dzięki temu możemy dobrze zarobić na chodzeniu za nim z kilofami przez dzień czy dwa. Szkoda jednak tego biednego głupca."
Na wpół zeszli, na wpół zjechali zlodowaciałą w większości ścieżką. Aż po horyzont rozciągała się przed nimi czysta, naturalna biel. Na zachodzie majaczyło pasmo górskie, światło odbijało się od jeziora u jego stóp. Branav osłonił ręką twarz przed wirującymi płatkami śniegu, zaklął cicho.
    - Tutaj się rozstaliśmy. Zbiera się na zamieć, tak jak wtedy. Nie idź, zawróć.
    - Nie zawrócę. Muszę go mieć.
    - Widzisz to jezioro i górę na zachodzie? To szczególne miejsce. Być może znalazłbyś tam to, czego poszukujesz. Mój ostatni klient, też spoza wyspy, poszedł tam i nie wrócił. Nie usłuchał mojej rady.
    - Płacę ci za doprowadzenie mnie do niego, a nie za myślenie. Ruszajmy.
    - Od tamtego miejsca dzieli nas odległość około pół dnia drogi. Zanim dotrzemy, rozpęta się groźna burza śnieżna. Powinniśmy znaleźć schronienie i przeczekać. Znam pewne miejsce...
    - Nie - uciął szorstko - Jeśli nie chcesz dalej iść, zapłacę ci i odejdziesz.
    - Panie, nie bądź pochopny. - ozwał się jeden z górników - podczas burzy śnieżnej trzeba się schronić, by przeżyć.
    - Powiadasz, że masz informatorów, kupcze. Wiesz zatem, że jestem najlepszy. I ja mówię: przeczekajmy.
    - Milcz! Najemnicy, do mnie! Górnicy, do mnie! Jazda, ruszać się!
Synowie Arwen wnet znaleźli się przy nim, lecz górnicy ani drgnęli. Z poważnymi twarzami stwierdzili, że przewodnik ma rację - dalej iść nie można.
    - Powiem ci, że wierzę, iż wciąż istnieje Wieczny Lód. To nie jest tylko legenda czy mit, to prawda. Lecz czy warto oddać za niego życie? I tak nikt nie potrafi już go obrabiać. Zaklinam cię, usłuchaj mej rady! Nie mogę cię powstrzymać, jeśli odmówisz, pozostaje mi jedynie ostrzeżenie. Nie będę cię prosił, chociaż wiem, że przez najbliższe godziny przed nami czekać będzie śmierć.
- Zaczekajcie więc tutaj. Dajcie mi kilof, a wrócę z kawałkiem Wiecznego Lodu na dowód, że warto zaryzykować.
    - Ostrzegałem cię.

*


    trudem szli pod wiatr, śnieg wpadał im pod kaptury, widoczność drastycznie spadła. Im dalej byli, tym mniejszą ochronę stanowiły grube ubrania. W końcu dwóch najemników zatrzymało się, zagrodziło drogę chlebodawcy.
    - Nie możemy dalej iść. Cofnijmy się, a zdążymy dotrzeć do reszty nim burza stanie się najsilniejsza.
    - Idźcie więc, zdrajcy i zapomnijcie o najbliższym żołdzie.
Odeszli więc, przeklinając lekkomyślność kupca. "Jak może sądzić, że przeciwstawi się gniewowi duchów, które rozpętały tę nawałnicę?".
Nie minęła godzina, gdy zmęczony zatrzymał najemników i powiedział:
    - Niech jeden z was znajdzie jakąś kryjówkę. Szybko - wiatr wyrywał mu słowa z ust.
Nawałnica wzmagała się, śnieżny kopiec wokół niego rósł. Zdało mu się, że cały, pobielony świat wiruje w szaleńczym tańcu. Wtem, na granicy skąpej już widoczności, zamajaczyła postać Arwena, który coś wykrzykiwał, gestykulując żywo rękoma. Kupiec spróbował wstać, lecz jego prawe kolano przeszył straszliwy ból. Padł na ziemię, jęcząc. Najemnik spróbował go podnieść, ale został odprawiony szybkim ruchem ręki.
    - To tylko stary uraz. Przyprowadź towarzysza, niech wskaże kryjówkę i pomoże mi tam dotrzeć.
Patrzył, jak Nord oddala się i znika. Chwilę później powietrze rozdarł straszliwy, nieludzki krzyk, który zdołał przebić się przez huczącą nawałnicę. Chciał wstać, lecz nie mógł. Leżał bez ruchu, straciwszy rachubę czasu. Zdało mu się, iż minęła wieczność, nim burza śnieżna zelżała.Ból w kolanie ustąpił. Powstał i nawoływał najemników, kluczył pośród wirujących płatków śniegu w poszukiwaniu ich. Wtem ujrzał jednego z nich, przyzywającego ruchem ręki do siebie. Podążył za nim, przemarznięty, ale z oczu szybko go stracił. Zasłaniając się rękoma przed śnieżycą brnął naprzód, wywołując Arwena. Widział go tylko przez chwilę, dotarł do niego przytłumiony głos. Podążał za niedostępnym najemnikiem, przeszywający ból znów odezwał się w kolanie. Przyspieszył jednak, ujrzawszy go bliżej. Burza prawie ustała, gdy Nord zatrzymał się przy jaskini, czekając na niego. Skinął, po czym wszedł. Skrajnie zmęczony kupiec przyspieszył kroku, zanurzył się w półmroku. Jego zmęczone oczy uchwyciły zbliżającą się niską postać w białej szacie. Spróbował wyszarpnąć nóż z pochwy, lecz ten nie chciał wyjść. Ostatnią rzeczą, jaką widział była drewniana pałka opadająca nań. Spadając w ciemność rozświetlaną buchającym ogniem dosłyszał słowa "Kolejna ofiara".


KOMENTARZE:

Tylda (~) oznacza podpis osoby niezarejestrowanej.


2006-07-18 17:39    IP: brak danych


wciągające, to trzeba przyznać no i w dodatku opatrzone ciekawym zakończeniem
--
~Silva


2007-09-02 00:58    IP: 213.216.68.50


Gdyby tylko tego tak nie skracać na siłę.. Pare, parenaście zdań więcej i było by lepiej. Bardzo szybko czyta się to opowiadanie, bo naprawdę wciągasz w swój świat. Ale sądzę, że fabułę można rozciągnąć, a całe opowiadanie automatycznie miło przedłużyć:]
Powodzenia w pisaniu, bo na razie wychodzi ci to doskonale. Wciągnęłam się w twoje wiersze i opowiadania;)

--
~Bosinka


DODAJ KOMENTARZ

Pola oznaczone gwiazdką są obowiązkowe

Podaj swoje imię*:
Podaj swój adres email:
Zapisz słownie cyfrę 6*:



Zawarte tu prace moża wykorzystywać tylko za wyraźną zgodą autorów | Magor 1999-2018 | Idea, gfx & code: Vaticinator | Twoje IP: 3.144.91.115