Człowiek pchnął drzwi.
Nie spodziewał się działania mechanizmu spustowego tak szybko. Cięciwa jęknęła zwalniają zalegający dotąd w łożysku kuszy bełt. Heros rzucił się do tyłu, ale i tak potężny cios między oczy powalił go na posadzkę. Zamrugał.
Zabito go, czy żył?
Ostrożnie sięgnął po drzewce bełtu i szybkim ruchem wyrwał go. Zaczął się histerycznie śmiać. Bełt był zakończony przyssawką i małym proporczykiem z napisem "Pif! Paf! Nie żyjesz!" Poszukiwacz przygód rzucił go w kąt i, wciąż drżąc z nerwów, wszedł do następnej sali. Była zupełnie pusta, wręcz zapraszająco przytulna. Jeśli nie liczyć pokaźnego kufra na jej końcu.
Takie zawsze są najgorsze.
Bohater przewiązał się liną, wymruczał podstawy zaklęcia lewitacji i ruszył przed siebie. Jak się spodziewał, podłoga zarwała się pod nim prowadząc wprost w pustkę... Gdyby nie wspomógł się zaklęciem, które spowolniło upadek i spowodowało, że trampolina na dnie przepaści zareagowała słabiej, niż powinna, zbierałby teraz swój mózg z sufitu. Wyczołgał się z dziury trzęsąc się ze zgrozy, nerwów i adrenaliny, która zmusiłaby smoka do wyczynowej jazdy na rowerze do koła świata, podpełznął do kufra. Nie dbając o nic otworzył go.
Pajacyk na sprężynie złamał mu nos i wybił przednie zęby.
W końcu jednak bohater ujrzał cel swej podróży. Zobaczył ganek prowadzący na zarośnięty krzakami podwórzec, na którym stało wielkie drzewo.
A w nim ten cholerny niziołek!
ŁUBUDU!!!
Przed herosem zwalił się kilkunastotonowy granitowy blok z przyczepioną karteczką "Niezła zabawa, nie?"
Z całej psychicznej odporności człowieka nie zostały nawet strzępki. Wylazł na trawę i rozbeczał się jak dziecko. Chwilę potem padł martwy przeszyty tym razem prawdziwym bełtem z kuszy "Cholerni poszukiwacze przygód" warknął niziołek odkładając kuszę "Moje dowcipy są po to, by się z nich śmiać, a nie płakać!"
I ruszył, by zastawić nowe dowcipy na kolejnych nieszczęśników...