Wróc do menu: opowiadanieAmle
Wyobraźcie sobie niewielką, mroczną komnatę. Bez okien. Z kratami zamiast drzwi. Z wilgocią unoszącą się w powietrzu. Z powietrzem ciężkim od zapachu stęchlizny. Ze ścianami z kamienia. Z grzybem na kamieniu ścian. Z dochodzącym miarowo do uszu "kap...kap...kap...".
Wyobraźcie sobie szczupłą kobietę o skórze koloru najczystszej kości słoniowej. O włosach czarnych niczym skrzydło kruka w bezksiężycowej nocy. O oczach niczym dwa węgle wyzierające spod aksamitnej zasłony długich, ciemnych rzęs. O ustach niczym dwa różane płatki pokryte poranną rosą. O łabędziej szyi. O subtelnie zarysowanych piersiach. O filigranowym ciele. O długich, smukłych jak u łani nogach. O dłoniach tak delikatnych, że aż dziw, iż drobne paluszki nie łamią się przy podnoszeniu najlżejszego ciężaru. Po prostu piękną.
Wyobraźcie sobie tę niewielką mroczną komnatę jeszcze raz. Tym razem troszkę zmienioną. Na środku posadzki umieśćcie tę szczupłą, piękną kobietę.
Siedział na zmurszałym pniu powalonym przed laty w czasie burzy. Zrobił sobie przerwę na posiłek. Musiał coś zjeść, żeby mieć siłę na dalsze polowanie. A jak nic nie upoluje, to jego rodzina nie będzie miała co jeść.
Lubił polowania. Ale nie zabijanie, tylko przebywanie w sercu lasu. Blisko zwierząt. Najbardziej lubił tą polankę, na której teraz siedział.
Nagle przestraszony upuścił kawałek suszonego mięsa, który właśnie jadł. Przez jelenia, który o mały włos nie zrzucił go z pnia w swoim szalonym pędzie. Cóż mogło tak wystraszyć biedne zwierzę?\, zastanawiał się mężczyzna. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział. Jego rozmyślania przerwał krzyk ptaków lecących nad koronami drzew.
- Ptaki też?- zapytał cicho sam siebie.
Jego uwagę przykuł dziwny szum dobiegający z głębi lasu. Począł wpatrywać się w przestrzeń między drzewami. Nagle skamieniał. Ku niemu sunęła powoli czarna chmura. Nie, to nie złudzenie. W jego stronę zbliżała się unosząca się metr nad ziemią, wielka, bezkształtna, ciemna masa.
Jeleń biegł przed siebie gnany irracjonalnym lękiem. A może ten lęk nie był tak irracjonalny. Może ta chmura rzeczywiście mogła mu wyrządzić krzywdę? Przystanął na chwilę, gdy strach nieco zmalał. Obejrzał się za siebie. Nie. Nic go nie goniło. Był już bezpieczny. Nie przestraszył go już nawet krzyk człowieka odbijający się echem wśród drzew.
Skuliła się. Podciągnęła kolana i objęła je rękoma. Może teraz będzie jej trochę cieple? Zasnęła.
Zbudziła się. Nie wiedziała, ile spała. Bolały ją plecy, bok, ręce... Wszystko. Ta twarda, zimna podłoga...
Znowu się zbudziła. Tym razem poczuła czyjąś obecność.
- Nie bój się.- powiedział przyjemny, męski głos.- Przyniosłem ci jedzenie.
- Dziękuję.- wychrypiała słabo. Tak dawno nie używała głosu, że przestał być jej posłuszny.- Ile już tu jestem?
- Tydzień. Ale nic nie jadłaś. Cały czas spałaś- głos był wyraźnie zatroskany.- Zjedz coś. Niedługo nie będziesz miała siły.
- Po co mi siła? W tym miejscu?- przemawiały przez nią rozgoryczenie i bezsilna złość.
- Może niedługo stąd wyjdziesz?
- Naiwne marzenia! Jak mnie już złapaliście, to mnie nie wypuścicie! Ale ja się odegram!- pogroziła pięścią w stronę, z której dochodził głos. Było zbyt ciemno, by mogła cokolwiek widzieć.
- Wiedz- odezwał się prawie szeptem, jakby się bał, że ktoś może go usłyszeć- że ja nie pragnąłem twego pojmania. Wybłagałem na kapitanie straży, żebym to ja mógł do ciebie przychodzić, nie kto inny. Wiedz, że gdyby nie to, nie dostałabyś nawet połowy tego jedzenia.
- Opiekowałeś się mną?- nie mógł zobaczyć jej twarzy, na której malowało się obecnie zaskoczenie i wzruszenie.- Ale dlaczego?
- Bo uważam, że uwięzili cię niesłusznie.- jego głos był jeszcze cichszy, ledwie słyszalny.- Nie wiem, co robiłaś, ale nie mogło to być nic tak złego, żeby zamykać cię na samym dnie Lochów.
- Nie wiesz nawet, co próbowałam zrobić...
- Nie mogło to być nic strasznego. Jesteś za piękna i za delikatna, żeby zrobić coś złego.- jego wiara w to, co mówi, wydawała się być nie zachwiana.
- Posłuchaj...- spodobał jej się. Z tą jego pewnością w jej niewinność. Z całą jego szczerością i otwartością...
- Muszę już iść. Nie wolno nam zostawać za długo w Lochach.
- Powiedz mi chociaż, jak masz na imię...
- Sauron.
- Będę na ciebie czekać.
- Przyjdę jutro o tej samej porze. Teraz muszę już iść.- wydawał się zasmucony- Zjedz.
- Do zobaczenia, Sauronie,
- Do zobaczenia, Amle- jego głos dobiegał już z zewnątrz celi. Usłyszała dźwięk zamykanego zamka. To był zamek krat. Zamek, który odgradzał ją od wolności.
Znalazła po omacku to, co jej przyniósł. Nie widziała, co je, ale nie było to takie złe. Zjadła wszystko. Jęknęła z rozkoszy, gdy w jej usta zwilżyły się odrobiną lekkiego, słodkiego wina shir. Była tak wdzięczna Sauronowi. Na pewno więźniowie nie dostawali do każdego posiłku shir. Wzmocniona jedzeniem i winem zaczęła rozważać możliwości ucieczki. Wprawdzie wyczuwała aurę antymagiczną, ale może jej się uda...
Zemdlała, gdy po próbie rzuceniu czaru uderzyło w nią mocne zaklęcie obezwładniające.
Znów się zbudziła. Od razu po otwarciu oczu zmrużyła je. Oślepiło ją światło. Nie wiedziała skąd się wzięło w jej mrocznej celi, może przyniósł je Sauron? W każdym razie odzwyczaiła się od blasku słońca tak bardzo, że teraz nawet mdłe światło rozlewające się po pomieszczeniu było dla niej zbyt mocne.
Czuła, że ktoś jest w pomieszczeniu. Te wibracje! Ta Moc! Przecież Sauron, jedyny człowiek, który ją tutaj odwiedzał nie emanował nawet najsłabszą aurą!
- Sauron...?- zapytała niepewnie
- Nie.-usłyszała niski, ciepły, męski głos - Zgaduj dalej.
- Kim jesteś? Skąd się tu wziąłeś?- jej pytania były niepewne, przepełnione lękiem. Miały dać jej trochę czasu. W czasie ich zadawania odsuwała się powoli pod ścianę.- Czego ode mnie chcesz?
- Tyle pytań na raz!- zaśmiał się miękkim, łagodnym śmiechem.- Po woli. Po kolei. Mamy dużo czasu. - dodał po chwili zamyślenia.- Wystarczy go na wszystkie odpowiedzi.
- Kim jesteś?- próbowała dojrzeć jego twarz spod przymkniętych powiek. Nadal nie była w stanie otworzyć oczu. Komnata była zbyt jasna
- Powiedzmy, że jestem... myśliwym.- nie mogła tego zobaczyć, ale była pewna, że się uśmiechnął.
Kontur sylwetki nieznajomego... myśliwego wyraźnie odznaczał się na tle ściany. Dla Amle był teraz tylko wielką, niewyraźną, ciemną plamą na jaśniejszym tle zagrzybiałego kamienia. Siedział w niedbałej pozie na ziemi, opierając się plecami o mur. Był mocno zbudowanym mężczyzną. Najprawdopodobniej miał założony kaptur, gdyż nie widziała charakterystycznego kształtu głowy.
- Skąd...?
- Z lasu.- ubiegł jej następne pytanie. Zaniepokoiła się. Jeżeli on ma zdolności telepatyczne...- Tak, umiem czytać w myślach. Dlatego, na bogów, ślicznotko, uspokój się. Nie zamierzam zrobić ci krzywdy.
- Jak się tu dostałeś?- była mu wdzięczna, że postanowił poszanować prywatność jej myśli na tyle, by dać jej dokończyć pytanie.
- Przez bramę, oczywiście.- wydawał się zaskoczony.- Jak inaczej mogłem tu wejść?
- A strażnicy?- w jej myśli odbijało się echem jedno słowo: Sauron
- On jest cały.- powiedział przeciągając samogłoski.- Inni stawiali trochę opór, ale dojdą do siebie.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co?
- Przyszedłeś do mnie?
- Nie przyszedłem do ciebie.
- To dlaczego tu siedzisz?
- Przyszedłem PO ciebie.
- Chcesz mnie stąd wydostać?- zapytała z niedowierzaniem w głosie.
- A co?- rozmowa najwyraźniej zaczynała go irytować.- Chcesz tu zostać? Wybacz. Może ja się nie znam. Ale według mnie, to miejsce nie jest odpowiednie dla damy.
- Nie jestem żadną damą...- burknęła cicho pod nosem.
- Ależ jesteś!- oburzył się sprawiając tym samym Amle ogromną przyjemność.- Jesteś większą damą niż wszystkie te ludzkie damy razem wzięte!
- Dobrze, już dobrze!- próbowała go uciszyć. Jakoś nie chciało jej się wierzyć, że jemu jednemu udało się pokonać wszystkich strażników.- Nie krzycz tak, bo nas ktoś usłyszy.
- Nie ma nas kto usłyszeć. Lepiej już widzisz?- zatroskał się nagle.
- Jeszcze nie za dobrze.- spróbowała otworzyć oczy. To nie był dobry pomysł. Teraz nie widziała już totalnie nic, nawet przy mocno przymkniętych powiekach.
- Nie możemy już dłużej czekać. Zamknij oczy, złociutka...- położył jej swoją rękę na oczach, zakrywając przy okazji całe czoło i usta. Po chwili odjął dłoń od jej twarzy.- Już powinno być dobrze. Otwórz oczy.
Oniemiała patrzyła na... myśliwego, który budową ciała przypominał raczej zapaśnika, i to takiego ze ścisłej czołówki. Jego twarz faktycznie skrywał kaptur bardzo szerokiego, powiewnego płaszcza. Mężczyzna była tak na oko dwie głowy wyższy od Amle, ze trzy razy szerszy w barach i około stu razy silniejszy.
- Jesteś... wielki...- wyjąkała cicho. Gdy uświadomiła sobie, co powiedziała, zaczęła modlić się żarliwie do wszystkich bogów, jakich znała, żeby nie przyjął tego jako obrazy. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu i jeszcze większej uldze zagrzmiał swoim miękkim, kojącym śmiechem.
- Księżniczko...- nie przebrzmiały jeszcze śmiech stłumił jego słowa.- Chodźmy już, księżniczko. Nie podoba mi się to miejsce.
- Po prostu tak stąd wyjdziemy?- Jej umysł pracował wyjątkowo ciężko, bo nie mogła nadal uwierzyć, że żaden strażnik nie będzie próbował ich powstrzymać.
- Jesteś pewnie zmęczona. Tyle wrażeń... No i więzienne żarcie, które zabiłoby trupa...- zamyślił się głęboko. Nagle bez słowa podszedł do niej, wziął na ręce i wyszedł z celi.
KOMENTARZE:
Tylda (~) oznacza podpis osoby niezarejestrowanej.
2004-11-17 15:46 IP: brak danychTo jest po prostu fajne!!!!!!!!!!!!!!!!!!(tak mi się przynajmniiej wydaje) : --
~Śmierdziuszek
2010-05-23 12:31 IP: 88.199.38.78Trafiłam tu przypadkiem. Uwielbiam fantasy i bardzo dużo czytam wg mnie świetnie piszesz. Myślę że mogłabyś stworzyć naprawdę dobrą powieść. pozdrawiam. z pewnością jeszcze tu zajrzę--
~Sogia
DODAJ KOMENTARZ