Nie masz jeszcze swojego konta? Zarejestruj się. Po pierwsze
podaj swój nick:
Wróc do menu: opowiadanie

Spółka
Drzwi były otwarte, jeśli można to tak nazwać. Wisiały smętnie na jednym zawiasie, poskrzypując przy podmuchach wiatru. Kiedy Motrysz oparł dłoń na klamce runęły z chrzęstem. Mężczyzna wzruszył ramionami i wszedł do środka.
Panował tam straszny bałagan. W zabrudzonych, częściowo powybijanych szybach nie odbijało się nic, a promieniach światła leniwie tańczyły promienie światła. Większość bogato zdobionych sprzętów będących w domu było poprzewracane i zniszczone.
A on kulił się w kącie.
Był brzydki. Bardzo.
Jego karłowate, masywne ciało pokrywały tu i tam kępki sierści koloru brudno-brudnej. Oczy miał małe, zaropiałe z okropnymi worami skóry, z jego pyska wystawało kilka ułamanych, żółtych kłów. Mimo że jego za długie łapy kryły się za zbyt krótkimi, krzywymi nóżkami, Motrysz wiedział, że są one zakończone pazurami i zdolne powalić konia z jeźdźcem.
Gdy potwór ujrzał mężczyznę podniósł się z podłogi i podszedł do stołu. Uniósł jedno z całych krzeseł, przysunął je do stołu i usiadł na nim. Następnie skinął głową mężczyźnie ,aby i ten siadał. Gdy Motrysz już to zrobił, potwór wziął ze stołu okrągłe okulary z wybitym jednym szkłem i założył je na swój kartoflowaty nos.
Poznał je.
To były okulary jego ojca.
Potwór lekko się schylił i postawił worek na stole. Zadźwięczało.
-To już wszystko- zaskrzeczał niewyraźnie.
Motrysz pochylił się i zdjął niedbałym ruchem z nosa potwora okulary.
-Znów poturbowałeś ojca Barbaro?- zapytał.
Potwór, zwany Barbarą, zachichotał.
-trochę realizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Najlepsze to było jak chwyciłem go za kostkę u nogi i jak rozmach wziąłem i przez okno poleciał...!
Motrysz spojrzał groźnie na potwora, który zmieszał się widocznie.
-Y...to znaczy potknął się...?- dodał niepewnie.
Mężczyzna z cichym westchnieniem otworzył sakwę i zaczął w ciszy przeliczać.
-Na pewno wszystko sprawdziłeś?- zapytał.
Barbara skinął głową.
-Trochę złota znajdowało się pod beczkami wina w piwnicy. Sam znalazłem. - mówiąc to potwór dumnie wypiął pierś.
-A wino?
-E...wylało się?
-Zatem piwnica jest zalana?- spytał Motrysz podejrzliwie.
-Wytarłem wszystko!- zapewnił żarliwie potwór.
-Zapewne ozorem.- powiedział kwaśno mężczyzna zamykając sakwę.
-Twój staruszek też się nie popisał-zauważył kwaśno Barbara.- Twierdził, że to o wiele bogatsza rodzina.
-Wiesz, w przebraniu kupca, trudno się wypytywać o sprawy majątkowe. Jeszcze by go przejrzeli. Pamiętasz sytuację w Solton?
-Gdzie prawie mnie poszczuli widłami podczas zbierania złota, a za wami puścili pogoń? Nigdy więcej nie będziemy już tam rabować. Przynamniej beze mnie!
-Już się nie nabiorą na tą samą sztuczkę. Nie warto narażać skóry.- Motrysz powstał i
zarzucił sobie worek z łupami na plecy- Chodź Barbaro, przyprowadziłem twojego kuca.
Potwór zarzucił na siebie stary płaszcz i podążył za mężczyzną idącym do drzwi.
-Nie musisz się tak śpieszyć. Porządnie ich nastraszyłem, nie szybko tu wrócą więc i pogoń nie będzie prędka.
Motrysz powoli przystanął i spojrzał z uwagą przez ramię na Barbarę.
-A jeśli Barbaro? A jeśli?
Barbara poczuł jak mu ciarki przechodzą przez grzbiet i odruchowo obejrzał się przez ramię. W tym czasie Motrysz zdołał już wyjść z obrabowanego domu, więc potwór poczłapał za nim. Mężczyzna pomógł mu wsiąść na kuca i ruszyli w drogę dość raźnym kłusem. Jednak po ujechaniu kawałka drogi, Motrysz zatrzymał się i chwilę nasłuchiwał rozglądając się uważnie dookoła.
-Śpieszmy się Barbaro, czuję coś bardzo niedobrego.- powiedział ściszonym głosem i spiął konia do szybszego biegu. Potwór wstrząsnął lejcami i próbował dorównać tempem mężczyźnie. Jednak nie mógł tego zrobić, więc na polanę, na której czekał na nich ojciec, wjechał jako drugi.
Motrysz zeskoczył z konia i kopniakami zaczął roztrącać płonące drwa układające się w małe ognisko.
-Czy w czymś przeszkadzało ci to ognisko?- zapytał mężczyzna w średnim wieku, ubrany wytwornie na modę kupiecką, z lekkim dąsaniem.- Nie tak powinieneś traktować swego ojca, nestora twego rodu! Przydałoby mi się trochę luksusu!- powiedział bardzo już nadąsany staruszek.
-Gdyby ci owe luksusy w głowie nie poprzewracały...- tu Barbara musiał przerwać, ponieważ starał się uchylić przed lecącym kamieniem.
-A ty parszywcze! Tyś mnie za okno wyrzucił! Ja ci twoje kości powywracam! O mało co sobie czegoś nie złamałem!
- Jak widzę Jaśnie Pana uchroniła szczęśliwie od złamań wielka ilość sadła?- spytał z ironiczną galanterią Barbara.
-Och ty...!- starzec zaczął szukać w trawie kolejnego kamienia.
-Dosyć! Nie czas na kłótnie! Pogoń jest na naszym tropie! - Motrysz postawił na nogi dosyć gwałtownie swojego ojca.-Jeśli nie chcesz do końca życia smakować luksusów więzienia, to posiedź jeszcze trochę, zapraszam! Jeśli zaś zechcesz pozostać jednak w naszym skromnym towarzystwie to wsiadaj na konia i nie marudź!- Motrysz puścił ojca i zaczął zacierać kolejne ślady ich bytności.
Ojciec z gmeraniem siadł tuż za siodłem na konia, na tyle daleko aby wsiąść mógł jeszcze jego syn, ale też na tyle blisko, żeby mógł się go trzymać w pasie.
Motrysz, skończywszy rozrzucać drwa, wskoczył na konia i ruszył dość raźnym galopem.
Wiedział jednak, że nie mają wielkich szans zajechać daleko. Nawet najlepszy koń z dwoma osobami i ładunkiem skarbów, przy tym tempie, nie będzie biegł długo.
***
"...Nawet najlepszy koń z dwoma osobami i ładunkiem skarbów, przy tym tempie, nie będzie biegł długo"
Wiedźma odłożyła gęsie pióro do kałamarza i przetarła oczy. Na starość męczył jej się wzrok coraz szybciej.
Wstała od stołu, obejrzała jeszcze raz pergamin, poczym wzięła trochę mieszanki z ziół i razem ze zwojem wrzuciła go w ogień. Gdy płomienie chciwie lizały papier, kobieta zwana Wiedźmą Ple-Ple, zajrzała do pieca. Wszystko było już gotowe na przyjazd uciekających.
I chwilę potem usłyszała tętent kopyt i rżenie kopyt. Wyszła więc przed swoją chatkę z uśmiechem na twarzy. Oj tak, była ostatnio bardzo samotna.
Gdy zobaczyła Motrysza z ojcem i Barbarę siedzących w osłupieniu na wierzchowcach, gestem ręki zaprosiła ich do środka.
-Wejdźcie kochani! Jesteście w samą porę! Ciasteczka właśnie wyszły. Konie możecie zostawić za chatką, tam znajdziecie dla nich owies i wodę.- powiedziała Ple-Ple i odwróciła się chcąc wejść do chaty.
-Ale...a pogoń?- zapytał zmieszany Motrysz- Dogonią nas tu bez trudu!
- Pogoń chłopcze? Nie goni cię nic, możesz wierzyć starej wiedźmie. A nawet gdyby...i tak tu nie przyjdą...-dodała ze smutkiem kobiecina.-Nie lubią odwiedzać staruszek. Ale wy lubicie, prawda moi drodzy?- zapytała wiedźma i wybuchła zgrzytliwym śmiechem.- Zostaniecie na dłużej...?
Złodzieje coś poczuli, że jednak nie było to pytanie.


KOMENTARZE:

Tylda (~) oznacza podpis osoby niezarejestrowanej.


2005-06-04 21:03    IP: brak danych


Bardzo dobre opowiadanie. Potwierdza się to co o Tobie słyszałem Gamm. Jak chcesz to piszesz na bardzo wysokim poziomie.
--
Ezop



2005-12-06 13:50    IP: brak danych


Ciekawe. I niezłe. Ale te błędy...wrrr...gdyby ktoś powiedział, że poddał to korekcie to chyba bym go wyrzucił przez okno... w tak krótkim tekście...proszę je poprawić, Gamm. Dobry tekst z błędami już nie jest dobrym tekstem. Co najwyżej niezłym. Rzecz jasna nie wymienię ich, bo wyszukanie wspomnianych błędów nie jest rzeczą trudną.
--
Dreafus



2008-01-21 19:31    IP: 87.205.167.160


Podobają mi się twoje konstrukcje zdaniowe - lekkie, a zarazem kunsztownie zmajstrowane... Było dla mnie przyjemnością przeczytać coś na tak dużym poziomie. A co do błędów - zawsze można je poprawić.
--
~Mononoke


DODAJ KOMENTARZ

Pola oznaczone gwiazdką są obowiązkowe

Podaj swoje imię*:
Podaj swój adres email:
Zapisz słownie cyfrę 8*:



Zawarte tu prace moża wykorzystywać tylko za wyraźną zgodą autorów | Magor 1999-2018 | Idea, gfx & code: Vaticinator | Twoje IP: 3.142.244.250