autor pracy:
Szymon


data zamieszczenia: 05-11-2009
inne prace autora:
    Nie masz jeszcze swojego konta? Zarejestruj się. Po pierwsze
    podaj swój nick:
    Wróc do menu: opowiadanie

    W drodze po życiowe marzenia
    Był zwykły dzień, nieróżniący się zbytnio od wszystkich w moim parszywym życiu, świeciło upalne słońce, a ja w ciężkiej, grubej zbroi przemierzałem ustępy niekończącego się lasu w celu patrolowania okolicy. Szczerze nienawidziłem tego zajęcia, wiedziałem bowiem, że nie przytrafi mi się nic specjalnego, nie widziałem sensu codziennego patrolowania tej bezludnej okolicy, gdzie sięga tylko wiatr, a jej jedynymi mieszkańcami są potulne zwierzęta, które nie byłyby zdolne skrzywdzić nikogo, kto stanie im na drodze. I po co to wszystko? Po to, żeby zapewnić nadmuchane do granic możliwości poczucie bezpieczeństwa tego parszywego księcia Lenara. Głupiec codziennie wysyłał nas, by patrolować obszar oddalony o kilkanaście kilometrów od jego posiadłości. Robiłem to tylko dlatego, ponieważ Lenar zapewniał mi wyżywienie i dach nad głową. Wyżywienie ? jak to śmiesznie brzmi, przecież to zwyczajna maź wyłącznie przypominająca zupę, a na dodatek ta śmierdząca ryba, której nie ruszyłby nawet szczur. O schronieniu również nie można powiedzieć dobrego słowa, bowiem jest to tylko zwyczajna stodoła, gdzie jedynym miękkim miejscem jest wielki stóg siana, a zapach tam panujący przypomina gnojowisko.

    Nie! To nie jest godne prawdziwego wojownika, którym w końcu jestem! Nie mogę dalej się na to godzić. Muszę? muszę natychmiast coś z tym zrobić! Tak! Tak jest! Jutro, gdy wyruszę na mój kolejny patrol skieruję się na północ i pójdę tam, gdzie mnie nogi zaprowadzą. Tak! Może wreszcie poczuję zapach prawdziwej przygody, godnej człowieka mojego pokroju. Muszę tylko uważać, by się to nie wydało, bo zamiast stodoły i cuchnącego żarcia oglądać będę tylko wilki, którym na pożarcie rzuci mnie Lenar. Spokojnie, tylko spokojnie, zachowuj się tak, jak zwykle, a nikt nie będzie cię o nic podejrzewał?

    Tej nocy nie mogłem zasnąć, wciąż wyobrażałem sobie, co mnie czeka w tych tajemniczych gęstwinach północnego świata. Czy znajdę tam ludzi podobnych mnie? A może uda mi się zaciągnąć do Szarej Straży? Tak, to byłoby spełnienie moich najskrytszych marzeń. Nareszcie mógłbym dorównać moim przodkom i okryć się chwałą, bo moje dotychczasowe zajęcie wcale nie należy do godnych prawdziwego wojownika. Taki człowiek nie pozwoli sobą pomiatać i nikt, nigdy nie będzie nim manipulował. Jeszcze tylko trochę, jeszcze tylko trochę i będę wolny, nareszcie będę mógł sam decydować o swoim losie i wyznaczać sobie cele wymagające spełnienia.

    Żeby móc wytrzymać pierwsze kilkanaście dni musiałem nazbierać jakiegoś pożywienia. Nie jadłem kolacji, więc parszywa zupa wraz z rybą będą nadal stanowiły o moim wyżywieniu, przynajmniej przez pierwsze dni. Mam również parę owoców, nie jest tego wiele, więc pewne jest to, iż będę musiał polować, by przeżyć w wielkiej puszczy dzielącej mnie od nowego, lepszego świata. Teraz jednak czym prędzej muszę zasnąć, żeby mieć siłę na początek wielkiej wędrówki, która mnie czeka.

    ?Tak! To jest ten dzień!? - tymi słowami powitałem wschód słońca i żwawo, jak nigdy dotąd wygrzebałem się z siana, które było moim posłaniem i wyruszyłem na śniadanie. Tym razem zjem swój posiłek, by nie upaść z głodu podczas podróży. Podczas porannej zbiórki patrzyłem na moich kompanów i było mi ich trochę żal, ponieważ zostaną w tym parszywym miejscu, podczas gdy ja będę rozkoszował się cudownym smakiem wolności. Wiedziałem, że muszę pozbyć się wszelkich sentymentów, bo zabranie któregoś z nich ze sobą, z racji małej ilości jedzenia, było po prostu niemożliwe. Na całe szczęście nikogo z nich nigdy dobrze nie poznałem, więc opuszczenie ich nie stanowiło dla mnie nawet najmniejszego problemu. Pozostało mi tylko pożegnać się z dotychczasowym miejscem mojej egzystencji, ponieważ pewne było to, że już nigdy tu nie wrócę?

    Nareszcie jestem wolny! Życie wydaje się teraz piękniejsze. Gdy patrzę na ścieżkę, którą dotychczas podążałem, i mając jednocześnie pewność, że już nigdy więcej w tą stronę się nie udam, czuję się wspaniale. Kierunek, który obiorę jest jasny ? północ ? tam znajdę swoje szczęście. Kolejna godzina była chyba najpiękniejszym okresem mojego życia, dumnie kroczyłem między ogromnymi, pięknymi drzewami, co chwila spoglądając w tył żegnając swoje dotychczasowe życie. W końcu zapadła noc, a na swoje schronienie wybrałem wielką, opuszczoną jaskinie. Zjadłem wczorajszą kolację i zasnąłem tak szybko, jak nigdy.

    Zbudziły mnie dziwne hałasy dochodzące z oddali, początkowo byłem totalnie zdezorientowany, nie wiedziałem co się dzieje. Po chwili jednak dostrzegłem pewną grupę kierującą się w moją stronę. Dopiero po chwili wszystko stało się dla mnie jasne, owa grupa składała się z zgrai Ogrów, przed którymi szalały Hurloki i Genloki, Zdawałem sobie sprawę z tego, iż nie mam szans w starciu z tą zgrają, dlatego skryłem się w pobliskich krzakach oczekując dalszego rozwoju sytuacji. Okazało się, że jaskinia, w której nocowałem to ich legowisko, a oni właśnie wracają z polowania na ludzi. Byli cali pokryci krwią, a w torbach nieśli ludzkie szczątki, które pewnie zamierzali zjeść. Co za szczęście, że nie wrócili w nocy, byłbym wtedy zgubiony. Gdy dotarli do jaskini pewnie wyczuli, że ktoś spędził w niej noc, ponieważ zaczęli nerwowo rozglądać się w poszukiwaniu kolejnej ofiary. Jeden z nich dostrzegł mą postać i zaczął podążać w moją stronę. Wiedziałem, że jestem zgubiony, a moja wielka przygoda skończy się tragicznie już po pierwszej nocy. Przypomniałem sobie jednak, że jestem przecież wojownikiem i tak łatwo się nie poddam, jeżeli mam umrzeć z rąk tych stworów, to przynajmniej będzie to śmierć godna moich przodków. Już wyciągnąłem swój miecz i miałem rzucić się w wir walk, gdy nagle z otchłani wyłoniła się postać w srebrnej zbroi, był to Szary Strażnik! Rozprawił się z moimi niedoszłymi oprawcami dosłownie w minutę! Oto stał przede mną człowiek, którym chciałem się stać, jego niewyobrażalna sprawność była moim celem, który zawsze tkwił we mnie. Stałem jak osłupiały, nie mogłem ruszyć żadną częścią mojego ciała. Chciałem coś powiedzieć, jednak wszelkie słowa zastygały w mej krtani. W końcu udało mi się wydobyć z siebie niezrozumiały bełkot, który przykuł uwagę Szarego Strażnika. Szybkim krokiem skierował się w moją stronę, a ja wciąż nie mogłem się ruszyć. Stałem jak głupi mur, który zdany jest na łaskę płynącego czasu.

    - Co tu robisz?
    - Ja?
    - Odpowiadaj!

    Nie mogłem złożyć zdania, jednak po chwili mi się to udało.

    - Jestem wojownikiem, kieruję się na północ.
    - Kolejny poszukiwacz przygód, co? Chodź ze mną, niedaleko jest mój obóz.

    W drodze tam co chwila spoglądałem na mego wybawcę, byłem pod wielkim wrażeniem niesamowitej siły, jaką przedstawiało jego dobrze zbudowane ciało. Widać było, że sporo w życiu widział, nie wzruszył go bowiem widok zmasakrowanej wioski, która pewnie była celem grupy stworów z jaskini. Wszędzie leżały porozrzucane ludzkie szczątki, a pod naszymi nogami lała się rzeka krwi. Gdy doszedłem do siebie opowiedziałem mu o swojej historii, skwitował to jednym zdaniem; ?Każdy może mieć marzenia, ważne jest, by mieć siłę, która pomoże je spełnić?.
    Po godzinie wędrówki dotarliśmy do jego obozu, wszędzie byli ludzie podobni do niego, wielcy, mężni strażnicy sprawiedliwości, którym nie straszna jest żadna poczwara pożerająca swe ofiary. Przez resztę dnia przypatrywałem się ich codziennemu życiu, byli wolni, nie podlegali żadnemu nadzorowi, żyli swoim własnym życiem, ich wolność była moim marzeniem? W końcu zapadła noc, przygotowali mi posłanie w jednym z wolnych namiotów, okazało się, że jego poprzedni właściciel zginął w bitwie z plugastwem podobnym do tego, które dzisiaj spotkałem. Nie mogłem spać, więc wyszedłem na krótki spacer przed namiot. Noc była głucha i spokojna, wokół nie wydobywał się żaden dźwięk, byliśmy jedyną grupką żywych organizmów w promilu kilku kilometrów. Nagle jednak zauważyłem w oddali płomień pochodni, który powoli zbliżał się w naszą stronę. Po chwili wiedziałem, że to grupa Ogrów żądnych krwi. W przeciągu kilku sekund zbudziłem cały obóz i razem szykowaliśmy się do walki.

    Było ich setki, a nas garstka, jednak mimo tego bitwa przebiegała po naszej myśli. Poczułem w sobie niewyobrażalną moc, zabijałem jednego Ogra po drugim, krew lała się strumieniami, a ja z każdym trupem padającym do mych stup czułem się coraz lepiej. Byłem wolnym wojownikiem, w końcu? Po zakończeniu bitwy znany mi już Szary Strażnik krzyknął do mnie:

    - I jak? Dobre uczucie? Sprawa ci radość, gdy oczyszczasz świat z tych skurczybyków?
    - Tak!

    Po tych słowach wiedziałem, że moje dalsze życie będzie toczyć się ścieżką Szarego Strażnika.


    KOMENTARZE:

    Brak komentarzy


    DODAJ KOMENTARZ

    Pola oznaczone gwiazdką są obowiązkowe

    Podaj swoje imię*:
    Podaj swój adres email:
    Zapisz słownie cyfrę 2*:



    Zawarte tu prace moża wykorzystywać tylko za wyraźną zgodą autorów | Magor 1999-2018 | Idea, gfx & code: Vaticinator | Twoje IP: 3.145.38.251