Nie masz jeszcze swojego konta? Zarejestruj się. Po pierwsze
podaj swój nick:

Quellen

PRACE | DANE | MAJĄTEK   

Dane osobowe

Imię: Quellen
Rasa: elf
Tytuły: Radny


Historia:

Mrok spowijał świat szatą tak gęstą i nieprzeniknioną, że nawet nietoperze wolały pozostać tej nocy w swoich jaskiniach. Ciemnościom towarzyszyła cisza równie nieprzenikniona, co one same. Na bezchmurnym niebie nie było ni gwiazd, ni księżyca. Nawet najlżejszy podmuch wiatru nie szeleścił wśród nagich, jak to zazwyczaj zimową porą bywa, gałęzi. Uśpioną ziemię zaścielał czysty, dziewiczy jeszcze śnieg, nieskalany śladami dzikich zwierząt, bowiem wszystkie lękliwie skryły się w swych leśnych domach. W takie noce, jak ta, bogowie wychodzili ze swych kryjówek i urządzali sobie w śmiertelnym świecie zabawy. W takie noce, jak ta panowanie nad światem przejmowały ogromne emocje i potężne uczucia, przed siła których nawet bogowie klękali, schylając pokornie głowy. Tej nocy wracała do domu...


Kary koń niespiesznie wszedł na dziedziniec, brużdżąc gładką powierzchnię śniegowej pierzyny, którą pokryty był brukowany plac przed zamkiem. Zatrzymał się w połowie odległości między bramą wjazdową a wrotami, tupnął i parsknął niecierpliwie, jakby wyrażając swe niezadowolenie z postoju. Dosiadająca go postać, okryta czarnym, obszernym płaszczem z dużym kapturem, pochyliła się i poklepała go drobną, urękawiczoną dłonią po smukłej, lśniącej czernią szyi. Potrząsnął głową, rozrzucając gęstą grzywę, lecz po chwili wyraźnie się uspokoił.
Postać niechętnie cofnęła dłoń, wyprostowała się w siodle i ujęła wodze. Spojrzała na zamek. Płaszcz nie był w stanie ukryć jej głębokiego niemego westchnienia tak, jak zrobił to z pojedynczą łzą spływającą po jej policzku. Czarna postać wzięła głęboki oddech i skierowała konia w stronę zamkowych stajni.
Wrota rozwarły się same, zapraszającym gestem cofając się przez czarnym jeźdźcem na hebanowym koniu, który podążył na sam tył stajni, do jedynego nieoświetlonego boksu. Jeździec zeskoczył z siodła z niebywałą gracją, przerzucił lekko wodze przez łeb ogiera, uwiązał go i sprawnie rozsiodłał. Potem stanął naprzeciw konia, objął jego piękną głowę i oparł o nią swoje skryte w mroku kaptura czoło. Niechętnie oderwał się od niego i niespiesznym, płynnym krokiem wyszedł z boksu, na odchodnym klepiąc ogiera w zad. Tym samym niemal kocim krokiem opuścił stajnię i wyszedł w mroźny mrok zimowej nocy. Po chwili wrota
bezszelestnie się zamknęły.
A postać powoli i bez trudu szła dziedzińcem zasypanym śniegiem sięgającym do kolan. Z jej ruchów można było wyczytać pewne wahanie, swoistą niepewność... dało się to zauważyć zwłaszcza w momencie, gdy stanęła przed masywnymi drzwiami zamku. Trwała niczym posąg, z twarzą skierowaną ku ciężkim wrotom. Jedyną oznaką życia był oddech, nieznacznie unoszący jej pierś i para, wydobywająca się spod kaptura. Wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie , prosto na zamknięte drzwi, które tuż przed nią nagle otworzyły się na oścież. Postać, skryta całkowicie pod obszernym czarnym płaszczem z matowej skóry, weszła śmiałym i sprężystym krokiem do głównej sali, podeszła pod sam tron i gwałtownym ruchem uklękła na jednym kolanie, pochylając jednocześnie głowę, po czym zamarła w całkowitym bezruchu.
- Czułem, że przyjdziesz...- powiedział powoli potężny mężczyzna, niedbale siedzący na tronie. Choć ubrany był zwyczajnie, bił z niego niezwykły majestat, emanowała moc... - Skądś wiedziałem, że przybędziesz właśnie tej nocy... - powoli wstał i lekkim krokiem zaczął okrążać klęczącą postać w czerni, którą mimo licznych świeć palących się w komnacie spowijał mrok.
- Minęło dziewięć miesięcy...- słowa mężczyzny były niczym tchnienie jesiennego wiatru- krył się w nich smutek, żal i delikatny wyrzut. Czarna postać nadal klęczała bez ruchu.- Dziewięć miesięcy... - powtórzył powoli, kładąc nacisk na każdej sylabie z osobna.- Niemalże wszyscy, którzy mogliby cię pamiętać, odeszli. Jesteś tylko niejasnym wspomnieniem...- głos mu się załamał. Czarna postać schyliła niżej głowę.
Mężczyzna zatoczył pełny krąg. Stanął tyłem do tronu i przez chwilę patrzył w milczeniu na klęczącą przed nim istotę. Pochylił się nad nią, ujął ją za ramiona i delikatnie podniósł. Postać stanęła prostu, dumnie unosząc głowę, jednak jej twarz nadal była całkowicie skryta w cieniu kaptura. Nie strąciła dłoni władcy ze swoich ramion, nie wykonała żadnego gestu, ale on i tak wiedział, że wbiła w niego oczy. Wiedział po tym lekkim mrowieniu skóry, i po włosach zjeżonych na karku, i po tym dreszczu, który go przeszedł. Płomyki świec zamigotały od powiewu, który nagle wdarł się do komnaty. Wraz z nim w powietrzu rozległ się srebrzysty szept:
- Po dziewięciu miesiącach wracam będąc jedynie wspomnieniem... cieniem przeszłości. Pozwól mi się narodzić na nowo....
Śpiew wiatru ucichł nagle, pozwalając świecom palić się na powrót równym, mocnym płomieniem, który nadal nie dawał blasku wystarczającego, by rozproszyć mrok wokół czarnej postaci. Mężczyzna spojrzał smutno w głąb kaptura, jednak dostrzegł tylko ciemność. Powoli chwycił jego skórzany brzeg i ostrożnie odrzucił go do tyłu. Patrzył oczarowany, jak nagle uwolnione włosy barwy ciemnego miodu rozsypują się puszystym płaszczem po plecach, jak spadają na drobną twarz o delikatnych, elfich rysach, jak zasłaniają stalowoniebieskie oczy o kształcie migdałów, jak muskają pełne usta o barwie płatków dzikiej róży. Delikatnym gestem odgarnął kobiecie niesforne kosmyki z twarzy i założył je za jej spiczaste ucho.
- Pozwól...- szepnęła cichutko głosem przywodzącym na myśl srebrzyste dzwoneczki. W jej oczach zajaśniały łzy. - Proszę... - zamrugała, a spod długich, aksamitnych rzęs uciekła pojedyncza łza i spłynęła po delikatnym policzku.
Spojrzał na nią rozczulony. Powoli starł łzę z jej policzka, który następnie pogłaskał wierzchem dłoni. Jeszcze przez chwilę nie mógł oderwać od niej wzroku. Wziął głęboki oddech, zamknął oczy i mocno ją przytulił.
- Jak mógłbym nie przyjąć cię z otwartymi ramionami...- powiedział powoli, a w jego głosie słychać było wzruszenie i radość, Odsunął ją od siebie, ujął w talii, podniósł do góry i okręcił się z nią wokół własnej osi. Roześmiał się słysząc jej perlisty śmiech.- No powiedz mi jak?- zapytał szczęśliwy, opuszczając ją, ale nie wypuszczając z silnego uścisku.
A ona śmiała się. Śmiała się radośnie, jak małe dziecko podczas zabawy z ukochanym starszym bratem. Śmiała się perlistą wesołością tysięcy srebrnych wietrznych dzwoneczków. Śmiała się z ogromną ulgą, którą mógłby zrozumieć jedynie skazany na śmierć, który w momencie, gdy kat uniósł topór, został ułaskawiony. A wraz z nią śmiały się płomienie świec, radośnie tańczące na roześmianym wietrze, który nagłym tchnieniem wdarł się do komnaty.
I nagle umilkła. Mężczyzna postawił ją na ziemi, wystraszony nagłą ciszą. Spojrzał w jej poważną teraz twarz, w której nadal błyszczały zdradzając przepełniającą ją radość oczy.
- Dziękuję....- powiedziała mocnym, jasnym głosem i spojrzała mu głęboko w oczy. Wsparła się dłońmi o jego ramiona, stanęła na palcach i ucałowała go w policzek.- Dziękuję, Bracie...
Zawarte tu prace moża wykorzystywać tylko za wyraźną zgodą autorów | Magor 1999-2018 | Idea, gfx & code: Vaticinator | Twoje IP: 54.92.155.93