Wróc do menu: relacjaImladris VI (rok 2002)
VI Krakowski Weekend z Fantastyką
Kraków 18 X - 20 X
Wszystko zaczęło się w piątek 18 X. Teoretycznie oficjalne rozpoczęcie konwentu miało się odbyć o 17:00, ale kolejka była tak wielka, że się nieco opóźniło. Z tego co wiem, to ludzi w tym roku było sporo (większość można było łatwo rozpoznać po karimatach i śpiworach przymocowanych do plecaków). Jestem jeszcze dziś ciekaw co myśleli sobie ludzie przechodzący akurat tamtędy i widzący takie bliżej nieokreślone zgromadzenie fanatyków...ale ważne było to, że za chwilę byliśmy w środku. Tam rejestracja, twarzowe, plakietki (identyfikatory - jak kto woli) i można było zacząć imprezę...Tak się złożyło, że na konwent jechałem sam, ale zaraz na samym początku miałem okazję poznać nowych ludzi i "zintegrować się",..nie będę wymieniał ksywek, nicków, imion itp...bo (oprócz tego, że nie chcę się pomylić) to niektórych nie pamiętam i nie będę wyróżniał tylko tych co zapamiętałem. Zaraz po rozpoczęciu i zwiedzeniu budynku wybraliśmy pokój. Była to sztuka iście karkołomna, ponieważ było tyle ludu, że przez te trzy dni ciężko było ujrzeć dwa razy jedną gębę. Co do pokoju (klasy) to tam się działy takie rzeczy, że trudno je ogarnąć umysłem, a co dopiero opisać. Miałem zamiar wybrać się na prelekcję "Tajne Bronie III Rzeszy" ale niestety się nie udało, później druga prelekcja w "sali 1"...były to rozważania Piotra W. Cholewy na temat Tolkiena i Pratchetta. Pamiętam, że zdrowo się wtedy uśmiałem (dopiero po przeczytaniu recenzji Aquiliona dowiedziałem się, że on też tam wtedy był). Byłem jeszcze na kilku prelekcjach, ale ominęła mnie większość. Generalnie robiło się wtedy 100 innych rzeczy:)...Trzeba zauważyć, że było kilka prelekcji, które nie podobały mi się w ogóle - autorzy mówili, jakby czytali z kartki. Nie będę tu rzucał tytułami, bo i po co...Na szczęście były też przeciwieństwa wyżej opisanych. Tak jak były takie, w których prezenter powiedzial co miał powiedziec i sobie wyszedl to były i takie w których czynny udzial brala publicznosc, a wszyscy sluchali z zapartym tchem.
Pierwsza noc ma się rozumieć przegrana (zaczelismy grac w Warhammera). Następnego dnia (sobota 19 X) trochę mniej świadomy wybrałem się na kilka prelekcji i znowu zaczęły się sesje - tym razem Star Wars. To był mój pierwszy kontakt z tym systemem, ale się nie zawiodlem. Trwalo to do poludnia, a od poludnia gralismy w ...sesje, która trwala do nastepnego rana...pamietam...przezywalem już wtedy takie schizy (chyba z nieprzespania), ze wraz ze zmiana oswietlenia na zewnatrz pokoju i zmianami akcji w fabule zmienial się sposób mojego postrzegania swiata i naprawde do konca nie wiedzialem gdzie jestem. Co mnie najbardziej dziwi, to jest to, ze ja naprawde widzialem ze otoczenie się zmienia (jakby to nie dzialo się w mojej wyobrazni). To było wstrzasajace. Pierwszy raz w zyciu przezylem takie cos...Czuje się zobowiazany zaznaczyc, ze ta sesje prowadzil niejaki F.O.X.
Jedno jest pewne tej nocy i tego nieprzespanego weekendu z fantastyką nigdy nie zapomne...
(Sorki za chaos kompozycyjny i błędy)
Dakmorr
KOMENTARZE:
Brak komentarzy
DODAJ KOMENTARZ