Poprawił sakwę i dziarsko ruszył...
Łagodny opar, snuł mu się pod nogami. Tak, ten opar go nieco zastanawiał...Bajki, bajkami, ale prawie już ściemniało, a ta mgiełka...Nie to, że wierzył w bajania... Mocniej ścisnął rękojeść myśliwskiego noża...
Według powszechnie znanych praw nieszczęścia chodzą parami, trójkami i w ogóle większymi grupami, dlatego też nie wywołał specjalnego zdziwienia na twarzy naszego bohatera fakt, że akurat w momencie, gdy jedną ręką podtrzymywał sakwę, a drugą kurczowo zaciskał na nożu... ziemia usunęła się mu spod stóp...
- A łał... - po krótkim locie dupnął o kamienie aż zagrzmiało.
Z powodu braku wizji resztę wydarzeń streszczam. Dzielny wędrowiec posuwając się po omacku, na czworaka, czujnie nasłuchując i wcale nie prowadząc ze sobą rozmów, eksplorował wypełnioną ciepłą parą przestrzeń...Pobieżne badania utwierdziły go w przekonaniu, że żyje (znów!), skręcił kostkę, a niepohamowana żądza przygód skłoniła (po godzinie czujnego nasłuchiwania) do obmacania ścianek loszku a właściwie, jak się okazało, początku korytarza. Zbędnym wydaje mi się dodanie szczegółu, że (dla podkreślenia dramaturgii) otwór "wpadowy" był za wysoko. Pozostała mu jedna droga... Im dalej w głąb tym mgła malała, a temperatura rosła. Pojawia się wizja w postaci krwistego poblasku, ale nadal uparcie streszczam.
Mimo przyjemnie rozchodzącego się ciepełka, nie czuł się podniesiony na duchu. Narastał czerwonawy poblask...Koniec końców dotarł do sali, której naturalny wygląd wzbogacony został o parę prymitywnie narysowanych na ścianach scenek rodzajowych (jak to bliźni robią sobie nawzajem krzywdę w celach kulturowo - religijnych) i wyraźnie ukształtowane ludzką (?) ręką (?) kamienne ocembrowanie Tajemniczej Studni. Na ścianach pełgały świetlne refleksy... Pobieżny rzut oka do topornie obudowanego wnętrza uświadomił naszemu bohaterowi, że nie ma zwichniętej nogi, a otwór, przez który wpadł, nie jest tak niewidoczny i daleki... Na zewnątrz mimo ciemności nie było już tak strasznie, a droga, jaka mu pozostała do obozowiska wcale nie zajęła tak dużo czasu...
Vaticinator
KOMENTARZE:
Brak komentarzy