Dane osobowe
Imię: Soahi
Rasa: bobołak
Tytuły: brak
Historia:
Historia musi się gdzieś zaczynać i to rzecz wiadoma. Nie ma wspanialszego miasteczka do tej roli od Hawrininy. Hawrinina leży wśród malowniczych pagórków, porośniętych bajecznie zielonymi lasami. Gdzie nie gdzie jakby porozsypane po całej okolicy leżały małe drewniano-kamienne chaty, starannie wysprzątane, połączone miedzy sobą kamiennymi drogami, wijącymi się pośród wzgórz. Często stały puste, a ich mieszkańcy zbierali się w karczmie, szkle, w lesie, na łące, przy budowie kaplicy. Jeśliby ktoś gościł tu pierwszy raz, stwierdziłby, że wszystko jest bardzo piękne, ale... małe. I nie myliłby się. Mieszkają tu niewielkie stworzenia. Mają do 1,5 metra wysokości, Są niezwykle zwinni, a mężczyźni często są bardzo podobni do zwierząt, ale potrafią przybierać ludzkopodobną twarz. Kobaje, bo tak się zwą, maja długie ogony i sterczące uszy. Kobiety podobne SA do elfów, ale maja charakterek. Kobajowie wiele podróżują do większych miast i budują dla wszystkich ras domy, kościoły, a nawet pałace, bo nikt tak jak oni, nie ma sprytu w architekturze architekturze budowie. Nie pomyślcie, że są zapracowani. Praca jest dla nich sposobem rywalizacji, co uwielbiają, a po robocie udają się nie do domu, ale do karczmy. Biedny jednak kobai, który nie stawi się na kolację punktualnie. Żony, jeśli już gotują i sprzątają, to nie dają zrobić z siebie gospodyni. Kobaje rzadko opuszczają rodzinne wioski, a jeśli już, to do pracy. Nie zakładają dużych miast.
Nie daleko pada jabłko od jabłoni, a więc istota, jaką wam przedstawię, nie będzie się różnić od pobratymców oprócz cech, o których jego rodzina nie miała pojęcia. Zwie się Kimadgryn Kemui, a własciwie Kimadgryn kemui Dendrolagus Filolenius Vantalye, a że w Hawrininie żyje 10 Kimadgrynow, przyjaciele wołają na niego Ki-ke.
Kike jest młody i bardzo mądry, jako hybryda ma brązowo białe futro i długi, puszysty ogon. Na sobie ma zazwyczaj elegancki płaszcz. Uczy się bardzo pilnie w pobliskiej szkole, a szczególnie interesują go: literatura, geografia i biologia. W tych dziedzinach przewyższa nawet swoich nauczycieli, ale to niespecjalny sukces, bo nie są bystrzy, po prostu wałkują od lat ten sam materiał. To geografia odmieniła losy tego młodzieńca. Wielkość, rozległość i miejsca na świecie fascynowały go i pragnął je zobaczyć. Zbierał mapy, często siedział i wyobrażał sobie swoja podróż do dalekich krain. Raz na wiosnę, na falach Rubulasty do wioski przybywał statek, handlujący z mieszkańcami. Kike miał w tedy ochotę wskoczyć na pokład i ukryć się w jakieś kajucie, by odpłynąć razem z żeglarzami. Bał się jednak, że kiedy wróci, rodzice sprawią mu łomot, wiec postanowił poczekać do pełnoletności. Kobaje żyją dłużej, dlatego musiał czekać aż będzie miał lat trzydzieści.
Mijały dni, miesiące, a Kimadgryn Kamui odwlekał podroż. Młodość Kobajów była długa i beztroska, wiec powtarzał sobie: "Znajdę jeszcze na to czas". W końcu osiągnął wiek lat pięćdziesięciu, pięćdziesięciu wiek zakończenia szkoły i rozpoczęcia zawodu. Oto przed nim stoją zawody: architekta, budowniczego, kowala, kucharza, rolnika, hodowcy, bednarza, kołodzieja, szewca, krawca i nauczyciela. Ale również to odkładał.
Nastąpił dzień ostatni w historii jego edukacji, ukończenie szkoły. W ten dzień Karczma pod pijanym Osłem pęka w szwach. Mrowie uczniaków oblewa wkroczenie w dorosłość, która rzadko różni się u Kobajow od beztroskiej młodzieży.
-Hej! Panowie absolwenci! Wszystkie kufle w górę! Wznoszę toast! Za dobre wyniki i precz z budą! Zdrowie, panowie!
-ZDROWIE!!
Rozpoczęła się wielka uczta. Uczniom, chociaż pełnoletnim, nie wypadało pić, chyba ze okazyjnie. Kobaje tańczyli, pili, śmiali się, śpiewali.
-Hej! Spójrzcie, na suknię Grubej Berty! Wygląda w niej jak wołowina w płóciennym worku! - Zawołał jeden z młodzianach.
-Stój gębę! Ripulin się w niej kocha!
-OOOO!!!
-No to waszego dobrego!
-Spójrzcie na jej dupsko! Ukryłyby się tam całe armię!
-Kike, co masz w kieszeni - Spytał Firgumin. Zanim Kike zdążył zareagować, Firgumin trzymał już mapę, wyjętą z jego kieszeni.
-Ty ciągle o tych podróżach - Firgumin wskoczył na beczki z winem i uważnie oglądał mapę, trzymając ją do góry nogami.
Kimadgryn zupełnie zapomniał o swoich planach podróży. Schował tę mapę w tym płaszczu, kiedy ciotka brata jego przyjaciela brała ślub i od tego czasu go nie nosił. Przyjaciele ignorowali jego pomysł sądząc, ze i tak nigdy nigdzie nie popłynie. A oto skończył szkole, stał się pełnoletni, czemu by nie...
Kike wskoczy ł na stół i chwycił kieliszek wina.
-Panowie.... Chce ogłosić, że odpływam najbliższym stadkiem i wracam za rok... Toast za łabę naszego towarzystwa!
Wszyscy skamienieli.
-Odpływasz?
-Na rok?
-Dokąd? Kiedy?
Ale Kike.... Handlarz minął już Bertanę... Będzie tu dziś wieczorem.
Kike zakrztusił się winem.
-CO?!
No jak tu stoję, będzie tu dziś wieczorem... Nie zatrzyma się na długo...
Kike zeskoczył ze stołu i pobiegł do wyjścia. Biegł do domu. Wizja zwiedzenia świata ukazała się przed nim w pełnej klasie i nie chciał pozwolić tej wizji odejść. Biegł przez łąkę zwinnie na sam duł, gdzie miedzy drzewami znajdował się jego dom. Wparował do kuchni. Matka gotowała obiad.
-Kim, co tak wcześnie?...
-mmm... To pierogi?
-Co się stało? Zamknęli karczmę? Zapomniałeś pieniędzy?
-Eeee... co?
-Co robisz tutaj, w domu?
Kike wypiął dumnie pierś.
Przyszedłem się spakować... Wypływam w podróż.
Matka wybuchła śmiechem.
-Co taka kudłata istota jak Kobaj miałaby...Na morze?
Kike skrzywił się. Zmarszczył czoło.
-Co z ciebie za matka! Nawet się nie zmartwiłaś i niezałkałaś, ze zbliżającej się tęsknoty!
Matka spojrzała na Kimadgryn śmiertelnie poważnie.
-Ty...
-Co ja?
-Tak na pomarznie?
-Jak najbardziej.
Te słowa,niczym potężne zaklęcie, wywołały w kuchni prawdziwy kataklizm. Pani Kemu ciskała, czym mogła w syna: talerzami, kubkami, misami, garnkami...
-Tylko nie pierogi! - Zawołał rozpaczliwie Kike.
-ZOSTAWIASZ STARYCH, ZAPRACOWANYCH RODZICÓW?! ŁUDZISZ SIĘ, ŻE WRÓCISZ?!! A MOŻE NIE ZAMIERZASZ WRACAĆ?!
Wszedł ojciec. Kike skorzystał z okazji, ze matka spuściła oko z syna i wskoczył na drewnianą poręcz piętra, wdrapał się i ruszył do swojego pokoju. Była to mała izdebka z niewielkim łóżkiem i małym okienkiem. Szybko wyciągnął spod łóżka kufer i zaczął pospiesznie wrzucać tam swoje rzeczy. Usłyszał wrzask ojca. Szybko przecisnął się przez okienko i trzymając kufer, zjechał po gładkiej powierzchni dachu. Trzeba było ruszać, zanim domyśla się, ze chce odpłynąć statkiem. Wziął kufer na ręce i pobiegł pospiesznie ku brzegom Rubulasty. Kufer był jednak zbyt ciężki. Kike, dysząc ciężko, ukrył się za drzewami i wyrzucił z kufra połowę odzieży. Chwycił go i biegł dalej. Był wieczór, kiedy dotarł na miejsce. Wszedł na pomoc, na którym końcu latarnia. Postawił kufer z zadowoleniem i usiadł nań zmęczony.. Wpatrywał się w szeleszczące fale rzeki, co chwila zerkając na prawo i lewo.
"Może by zrezygnować? - Pomyślał - Matka zrobiła pierogi..."
W tej samej chwili poczuł ssanie w żołądku. Przypomniał sobie, ze nie zjadł dziś żadnego godnego posiłku. Zdrowy rozsadek kazał mu nazbierać pare kwiatów, by udobruchać rodziców, wziąć kufer i spróbować jutro. Wstał i z uśmiechem na twarzy w myślach już rozkoszował się pieczenia i gotowanymi pierogami. Już miał zawrócić, kiedy na horyzoncie pojawił się statek. Kike zatrzymał się. Czy jest w stanie zostawić łąki, pagórki, lasy? Przecież je kocha...
-Raz kobajowi śmierć...- Kike westchnął i stanął na krańcu pomostu.
Nim się obejrzał statek zatrzymał się gwałtownie z zainteresowaniem. Z pokładu zszedł szczupły mężczyzna o długich, niezadbanych włosach i krótkim zaroście. Na sobie miał długi, wyświechtany płaszcz. Spojrzał na Kimadgryna zaskoczony.
-ehm! - Odchrząknął Kike.
-Czy mogę ci w czymś pomóc, kobaju? - Przemówił żeglarz.
-hm... No więc chciałbym pracować na twoim okręcie w zamian za wyżywienie i dostarczenie do Wybrzeży Abatoriem...
Żeglarz był teraz jeszcze bardziej zdziwiony.
-Ale to trudna wyprawa dla...
-Dla kogo? Młodzieńca? Niedoświadczonej osoby?
-Kobajowie nie SA dobrymi żeglarzami...
-A widziałeś kiedy jakiego na okręcie?
-Nie...
-No więc może się nadają... Proszę... Weź mnie ze sobą, chce zobaczyć choć trochę świata...
Żeglarz wzruszył ramionami. Był pewien, że jegomość spotkany na pomoście nie dotrwa wypłynięcia z rzeki w morze.
-Jak się nazywasz, młodzieńcze?
-Kimadgryn Kemu, miło mi... A pańskie imię?
-Jestem Subriss... Chcesz przenocować na pokładzie? Wyruszamy dopiero jutro.
-Oczywiście - Kike uśmiechnął się szeroko, wiedząc, ze osiągnął upragniony cel.